Magia wspólnoty w czasach bez internetu
Dziś mamy smartfony, Netflix i wielkie ekrany.
Ale kiedyś…
jedna czarno-biała telewizja w mieszkaniu wystarczała, by połączyć całe osiedle.
Widok z fotografii – kilka osób siedzących w ciszy przy małym odbiorniku – to czysta nostalgia.
To coś więcej niż oglądanie filmu.
To był rytuał, wspólne przeżycie, święto codzienności.
Telewizor – król salonu
W latach 60. i 70. posiadanie telewizora to był przywilej.
Nie każdy mógł sobie pozwolić na model marki „Neptun” czy „Belweder”.
Ci, którzy mieli odbiornik, stali się centrum sąsiedzkiego życia.
W każdą sobotę i niedzielę, o konkretnej godzinie, przychodzili sąsiedzi.
Czasem przynosili herbatniki, czasem cukierki.
Zawsze jednak przynosili czas i serce.
LEGENDARNY TELEWIZOR NEPTUN 150 na pewno pamiętacie piszcie wspomnieniania PRL.
Filmy, które jednoczyły ludzi
Nie chodziło tylko o to, co było na ekranie.
Chodziło o to, że oglądaliśmy to razem.
Czeskie komedie, seriale radzieckie, polskie kabarety.
Program „Studio 2”, „Tele-Echo” z Ireną Dziedzic, transmisje meczów reprezentacji.
Gdy Polska grała z Niemcami – nikt nie oddychał.
Gdy emitowano „Czterech pancernych” – płakała cała ulica.
Zgasić światło, podkręcić głośność, siadać razem
Dzieci siadały na podłodze,
dorośli na stołkach,
babcie na wersalce,
a dziadkowie – najbliżej telewizora.
Nie było pilotów –
zmieniało się kanały ręcznie,
a obraz się czasem tracił,
więc ktoś stał z tyłu i trzymał antenę z drutu.
Ale nikt nie narzekał.
Dlaczego to było takie ważne?
Bo telewizor był pretekstem do bycia razem.
W czasach PRL nie było tylu rozrywek,
więc każdy moment wspólny był na wagę złota.
Rozmawialiśmy po seansie,
śmialiśmy się, dyskutowaliśmy o aktorach.
Byliśmy wspólnotą – nie tylko sąsiadami.
Sąsiedzi – wtedy i dziś
Kiedyś znało się wszystkich z klatki.
Wiedziało się, kto ma imieniny, kto choruje, komu trzeba pomóc.
Dziś żyjemy za ścianą z ludźmi, których imienia nie znamy.
Każdy w swoim ekranie.
Każdy sam.
Ale to zdjęcie przypomina:
bycie razem nic nie kosztuje – a daje tak wiele.
Powrót do prostoty
To były czasy, gdy małe rzeczy cieszyły najbardziej.
Jeden film tygodniowo.
Jedna wspólna herbata.
Jedno „dzień dobry” od sąsiada.
I choć dzisiejszy świat jest szybszy i nowocześniejszy,
to człowieka nie zmienia się tak szybko.
Wciąż potrzebujemy bliskości, rozmowy, wspólnego śmiechu.
Zakończenie – film, który trwa
Dziś telewizory są większe,
ale obraz wtedy był bardziej prawdziwy.
Dziś wszystko jest na żądanie,
ale uczucia kiedyś – były na żywo.
Niech to zdjęcie przypomni nam, że nie potrzeba wiele:
wystarczy otworzyć drzwi, zaprosić sąsiada i obejrzeć coś razem.
Choćby raz w miesiącu.
Choćby w ciszy.